Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/253

Ta strona została przepisana.

stem zdecydowany pozostawić kości tu, w tem trzęsawisku, zanim pozwolę, żeby ta piekielna kolumna podążyła dalej.
— I my również, Janie Oullier — odpowiedziały wszystkie głosy.
— Dobrze! nie spodziewałem się też niczego innego od ludzi, którzy szli za mną od Montaigu, by mnie wyswobodzić, i którym się to udało. Na początek tedy, czy przeraziłaby was propozycya, żebyście mi dopomogli wepchnąć ten wóz na szczyt wzgórza?
— Spróbujmy — rzekli Wandejczycy.
Jan Oullier stanął na ich czele i ciężki wóz, ciągniony z przodu, popychany z tyłu, przebył bez wypadku trzęsawisko i niebawem stanął na szczycie zbocza. Gdy Jan Oullier obstawił wóz kamieniami tak, żeby nie stoczył się, pchany własnym ciężarem.
— A teraz — rzekł — ukryjecie się z każdej strony moczaru, połowa z prawej, połowa z lewej strony, a gdy nadejdzie czas, to jest, gdy krzyknę: „Ognia!“ zaczniecie strzelać. Jeśli żołnierze się zawrócą i będą was ścigali, jak mam nadzieję, cofajcie się powoli w stronę Grand-Lieu, zawsze w ten sposób, żeby się oddalali od Souday, dokąd zmierzają. Jeśli, przeciwnie, puszczą się w dalszą drogę pośpiesznym marszem, w takim razie pójdziemy czekać na nich na Odyńcowcm rozdrożu.
Szuanie poszli ukryć się po obu stronach trzęsawiska; Jan Oullier pozostał sam z Guérin’em. Po chwili rzucił się na płask, i przylepił ucho do ziemi.
— Zbliżają się — rzekł — idą drogą do Souday, jakgdyby ją znali. Kto, u dyabła, może ich prowadzić, skoro Paskal Picaut nie żyje?
— Znaleźli na folwarku jakiego chłopa, którego zmusili.