Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/266

Ta strona została przepisana.

cya nie jest gotowa, skoro muła kampania wydaje się jemu zupełnie przyjemną rozrywką, powiedział swoim przyjaciołom pstro wręcz, co myśli i powrócił do zamku, nie chcąc dalej słuchać ich wywodów.
Marya, wiedząc do jakiego stopnia jej ojciec szanował tradycyą gościnności, skorzystała z chwilowego uspokojenia się złego humoru czcigodnego szlachcica i zawiadomiła go ostrożnie o obecności hrabiego Bouneville’a w zamku, mając nadzieję, że w ten sposób ułagodzi gniew porywczego starca.
— Bonneville! Bonneville! Co to to jest Bonneville? — mruknął margrabia Souday. — Pewnie jaka kapuściana głowa, albo jaki adwokat; jeden z tych oficerów, co to się rodzą w epoletach, albo jeden z tych gadułów, którzy strzelali zawsze tylko językiem; fanfaron, który nam będzie dowodził, że trzeba czekać i pozwolić Ludwikowi Filipowi, by zdobył sobie popularność! jak gdyby, przypuszczając, że popularność jest potrzebna, nie stokroć prościej i łatwiej byłoby zdobywać ją dla naszego króla!
— Widzę, że pan margrabia jest za powstaniem niezwłocznym — odezwał się głosik łagodny i melodyjny obok margrabiego Souday’a.
Margrabia odwrócił się i ujrzał młodzieńca ubranego po chłopsku, który, oparty, jak on, o kominek, jak on, grzał nogi przy ognisku. Obcy młodzieniec wszedł po cichu drzwiami bocznemi, a margrabia, który zresztą był odwrócony do niego plecami w chwili, gdy on wchodził, mówiąc w uniesieniu, nie zwracał uwagi na znaki, jakimi córki ostrzegały go o obecności gościa.
Petit-Pierre — on to był bowiem — wyglądał na lat szesnaście, najwyżej osiemnaście; ale był bardzo szczupły i wątły na swój wiek; twarz miał bladą, a długie