Petit-Pierre’a, ten zaś oczyma i ustami dał mu znak niedostrzegalny, ale wystarczający widocznie.
— Nowiny, tak — powtórzył.
— Dobre czy złe? — zapytał Ludwik Renaud.
— Różne... Ale zacznijmy od dobrej.
— Słuchamy!
— Jej królewska wysokość przejechała szczęśliwie przez Południe i przybyła zdrowia i cała do Wandei.
— Czy pan tego pewien? — spytali jednocześnie margrabia Souday i Ludwik Renaud.
— Taki pewien, jak tego, że was widzę wszystkich pięciu w tym salonie i w dobrem zdrowiu — odpowiedział Paskal. — A teraz przejdźmy do innych nowin.
— Czy ma, pan jakie wieści z Montaigu? — spytał Ludwik Renaud.
— Było tam dzisiaj starcie — odparł Paskal — gwardya narodowa dała kilka strzałów, kilku chłopów jest zabitych, albo ranionych.
— Ale z jakiego powodu? — zapytał Petit-Pierre.
— Z powodu bójki na jarmarku, która zamieniła się na bunt.
— Kto dowodzi w Montaigu? — zapytał znów Petit-Pierre.
— Zwyczajny kapitan — odpowiedział Paskal — ale dzisiaj, wobec jarmarku, udali się tam: podptefekt i generał, dowodzący dywizyą.
— A zna pan nazwisko tego generała?
— Dermoncourt.
— Co to jest, ten generał Dermoncourt?
— Pod jakim względem pragnie pan go poznać? Czy chce pan wiedzieć, co to za człowiek, jakie są jego zapatrywania, czy też jaki ma charakter?
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/284
Ta strona została przepisana.