— Wobec takiej wielkiej uprzejmości, niepodobna istotnie odmówić — odparł generał, składając ukłon.
— Ach! panny, panny, jakież jesteście roztargnione! — rzekł margrabia Souday do córek — nie zwracacie mi uwagi, że trzymam tych panów przede dzrzwiami i to śród takiej niepogody! ludzi, którzy przeszli przez rzekę! Proszę, niechże generał wejdzie, wejdźcie, panowie! kazałem rozpalić dobry ogień w salonie, ogień, przy którym będziecie mogli osuszyć ubranie, niemożliwe chyba do noszenia w stanie, w jakim się znajduje po wyjściu z wód Boulogne.
— W jaki sposób odwdzięczę się panu za tę subtelność postępowania? — spytał generał, zagryzając wąsy i z lekka usta.
— O! taki człowiek, jak pan, generale, już mi to wynagrodzi! — odparł margrabia, idąc naprzód i oświetlając drogę oficerom. — A teraz, niech mi pan pozwoli — dodał, gdy weszli do salonu — że dopełnię formalności, od której byłbym powinien może zacząć, przedstawiając panu moje dwie córki, panny Bertę i Maryę de Souday.
— Na honor, margrabio — rzekł z galanteryą generał — widok takich ślicznych twarzyczek wart był narażenia się na katar w wodzie Boulogne, na unurzanie się w błocie trzęsawiska Baugé i na złamanie karku na Koziej Dróżce! — A więc, moje panny — rzekł margrabia — zużytkujcie te piękne oczy i idźcie się upewnić, że obiad, naczekawszy się na tych panów, nie każe teraz z kolei czekać na siebie.
— Doprawdy, margrabio — rzekł Dermoncourt, zwracając się do swoich oficerów — wprawiasz nas
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/294
Ta strona została przepisana.