— Byłem jego adiutantem.
— W takim razie nie spotykamy się po raz pierwszy, margrabio.
— Doprawdy?
— Oczywiście! uczestniczyłem w dwóch kampaniach, w 1795 i 1796 w Wandei.
— Brawo! jak mnie to cieszy! — zawołał margrabia.
— Będziemy przy wetach rozmawiali o waleczności naszych lat młodych. Ach! generale — dodał stary szlachcic z lekką melancholią — zarówno w jednym obozie jak i w drugim, coraz rzadszymi są ci, którzy mogą rozprawiać o tych kampaniach!... Ale oto panny przybywają oznajmić nam, że obiad nas wzywa. Generale, czy zechcesz podać ramię jednej z nich? Kapitan poda ramię drugiej.
Poczem, zwracając się do innych oficerów:
— Panowie — rzekł — zechciejcie, proszę, przejść za generałem do jadalni.
Generał zasiadł do stołu między Maryą a Bertą, margrabia między dworna oficerami.
Przez kilka chwil słyszano, tylko szczęk talerzy i szkła; wszyscy milczeli. Oficerowie, idąc za przykładem generała, skwapliwie przyjęli to niespodziewane zakończenie podjętej wyprawy. Margrabia, który zwykle jadał obiad o godzinie piątej, wynagradzał sowicie żołądkowi swojemu to sześciogodzinne niemal opóźnienie. Marya i Berta, pogrążone w zadumie, rade były, że w odrazie, jaką je przejmowały kokardy trójkolorowe, miały wymówkę i mogły milczeć.
Generał widocznie zastanawiał się nad sposobem odwetu.
Zrozumiał doskonale, że pan de Souday był uprzedzony o jego przybyciu; przywykły do tej wojny, znał
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/296
Ta strona została przepisana.