Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/315

Ta strona została przepisana.

Poczem, powracając do siebie:
— Przebacz! — powtórzyła. — To moja wina: powinnam była otworzyć przed tobą serce, zanim zdradziłam się przed tobą, że szczególna miłość, jaką czuję dla tego mężczyzny... dla tego dzieciaka — dodała z odcieniem pogardy — zdołała opanować mnie tak całkowicie, iż mogłam stać się zazdrosna o tę, którą kocham więcej, niż wszystko na święcie, więcej, niż życie, więcej, niż jego!... Ja stałam się zazdrosna o ciebie! Ach! gdybyś wiedziała, moja biedna Maryo, ile ta miłość niedorzeczna sprawiła mi już bólu! gdybyś wiedziała, ile walk stoczyłam, zanim jej się poddałam! jak gorzko opłakiwałam własną słabość! Przecież on nie posiada nic z tego wszystkiego, oco szanuję; nic z tego wszystkiego, co ukochałam: ani wytworności rasy, ani wiary, ani zapału, ani siły niepokonanej, ani odwagi nieposkromionej, a pomimo to wszystko, cóż chcesz! kocham go... pokochałam go w chwili, gdym go ujrzała. Kocham go, widzisz, tak bardzo, że niekiedy cała w potach, bez tchu, nawpół przytomna, dręczona niewypowiedzianą obawą, wołam, jak waryatka: „Boże! spraw, żebym umarła, ale pozostaw mi miłość moją!“ Od czasu, kiedy spotkałyśmy go, na moje niezczęście, obraz jego nie opuścił mnie na jedną chwilę; doznaję dla dla niego uczucia dziwnego, jest to pewnie takie uczucie, jakie ma kobieta dla swego kochanka, ale podobniejsze jeszcze do tkliwości matki dla syna. Z każdym dniem życie moje coraz bardziej w nim się ześrodkowuje; dokoła niego skupiają się nietylko wszystkie moje myśli, ale nadto wszystkie moje marzenia, wszystkie moje nadzieje. Maryo, Maryo, przed chwilą prosiłam, żebyś mi przebaczyła; teraz mówię ci: żałuj mnie, siostro moja! moja siostro, ulituj się nade mną!