Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/321

Ta strona została przepisana.

na szańcach nieprzyjacielskich, gdy nagle pukanie do drzwi sypialni przerwało te czyny bohaterskie.
Podczas półsnu, który był stanem przejściowym do zupełnego rozbudzenia, majaki senne trwały w dalszym ciągu, a hałas u drzwi wydawał się margrabiemu odgłosem armaty; stopniowo wszakże wszystko rozproszyło się we mgle, czcigodny szlachcic otworzył oczy i, zamiast pola bitwy, zasłanego roztrzaskanymi pociskami, zdychającymi końmi, trupami, po których niby stąpał, ujrzał siebie na wązkiem łóżku z drzewa malowanego, osłoniętego skromnemi firankami z białego perkalu z czerwonym lampasem.
W tej chwili zapukano ponownie.
— Proszę wejść! — krzyknął margrabia, przecierając oczy. — Na honor, generale — ciągnął dalej — przybywasz w samą porę: dwie minuty później jużbyś nie żył!
— Jakto?
— Tak, byłbym cię przebił jednem pchnięciem szpady... Ale cóż cię sprowadza, kochany generale, o tak wczesnej porze? bo, zdaje mi się, że zaledwie minęła, godzina od świtu.
— Przychodzę pożegnać się z tobą, kochany gospodarzu — odparł generał.
— Już! takie to jest życie! Wyznaję panu dzisiaj szczerze, iż miałem wczoraj, gdy pan przybył, różne złośliwie uprzedzenia przeciw panu.
— Doprawdy! i przyjął mnie pian tak uprzejmie?
— Ba! — odparł margrabia ze śmiechem — wszak pan był w Egipcie; czy nigdy nie padały na pana strzały z oazy orzeźwiającej i malowniczej?
— Do licha, i owszem! Arabowie uważają oazy za najlepsze stanowiska do zasadzki.