— Tak, w samym środku.
— A więc, powiedzmy, po „samym środku“.
— Daję panu słowo.
— A ja to słowo biorę i zatrzymuję.
— A teraz porozmawiajmy rozsądnie — rzekł generał, biorąc krzesło i siadając w nogach łóżka starego emigranta.
— Z największą ochotą — odparł ten.
— Pan lubi polowanie, nieprawda?
— Namiętnie.
— Jakie?
— Każde.
— Ale ma pan przecież jedno ulubione?
— Polowanie na dziki... Przypomina mi bowiem polowanie na błękitnych.
— Dziękuję.
— Dziki i błękitni uderzają jednakowo.
— A co pan powie o polowaniu na lisy?
— Phiii! — odparł margrabia, wysuwając dolną wargę, jak książę z rodu Habsburgów.
— To jednak śliczne polowanie — rzekł generał.
— Zostawiam to Janowi Oullier’owi, który ma przedziwną taktykę i niesłychaną cierpliwość w oczekiwaniu lisa w zasadzce.
— Powiedz-no, margrabio, ten twój Jan Oullier nietylko na lisa zastawia sidła?
— Hm! istotnie, z przyjemnością ściga każdą zwierzynę.
— Margrabio, radbym, żebyś powziął upodobanie do polowania na lisy.
— Dlaczego?
— Dlatego, że uprawiane jest przeważnie w Anglii i że mam wszelkie dane przypuszczać, iż w chwili obe-
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/323
Ta strona została przepisana.