cnej powietrze Anglii byłoby znakomite dla pana i dla córek pańskich.
— Ba! — odparł margrabia, podnosząc się i siadając na łóżku. — To znaczy, że pan mi radzi drugą emigracyę? Dziękuję!
— Jeśli pan chce nazywać emigracyą małą podróż dla przyjemności... tak jest.
— Kochany generale, znam ja te małe podróże. Gorsze są, niż podróż naokoło świata: wiadomo, kiedy się zaczynają, niewiadomo, kiedy się kończą; a nadto jest jeszcze jedna okoliczność, której pan może nie uwierzy...
— Jakaż to?
— Widział pan wczoraj, że, pomimo wieku, cieszę się niezłym apetytem i mogę pana zapewnić, że ciągle jeszcze czekam na pierwszą niestrawność; jem wszystko i nic mi nie szkodzi.
— A więc?
— A więc, nie mogłem nigdy strawić tej dyabelskiej mgły angielskiej!... Ciekawe, co?
— W takim razie jedź pan do Szwajcaryi, do Hiszpanii, do Włoch, jedź pan, gdzie pan chce, ale opuść pan Souday, opuść Machecoul, opuść Wandeę.
— Oho!
— Tak.
— A więc jesteśmy skompromitowani? — spytał półgłosem margrabia, zacierając wesoło ręce.
— Jeśli pan jeszcze nie jest skompromitowany, to niebawem pan nim będzie.
— Nareszcie! — zawołał stary szlachcic uradowany, mniemał bowiem, że inicyatywa rządu wpłynie niewątpliwie na jego spółwyznawców, tak, że zdecydują się chwycić za broń.
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/324
Ta strona została przepisana.