Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/327

Ta strona została przepisana.

— Tem lepiej! bo w stosunku do niego nie jestem usposobiony aż pobłażliwie; z nim nie rozmawiałem o wielkiej wojnie, jak z panem.
— A jednak i on w niej uczestniczył, i zapewniam piana, że był bardzo waleczny.
— Tem gorzej; jest zatem recydywistą.
— Ale, generale — rzekł margrabia — nie widzę dotychczas, w czem postępowanie mego gajowego może mnie być poczytywane za zbrodnię.
— Cierpliwości, margrabio! mówił mi pan wczoraj wieczorem o chochlikach, które panu opowiedziały wszystko, co robiłem od godziny siódmej do dziesiątej wieczorem.
— Tak.
— Otóż i ja mam chochlików i to takich, którzy w niczem nie ustępują pańskim.
— Wątpię..
— Opowiedziały mi, co się działo w zamku pańskim przez cały dzień wczorajszy.
— Doprawdy... — rzekł margrabia, tonem niedowierzającym, — słucham.
— Od onegdaj mieszkały w zamku Souday dwie obce osoby.
— Ależ pan daje więcej, niż pan przyrzekał; miał pan powiedzieć mi, co zaszło od wczoraj, a pan zaczyna już od onegdaj.
— Te dwie osoby, to był mężczyzna i kobieta.
Margrabia potrząsnął głową przecząco.
— Niech i tak będzie; przypuśćmy, że to byli dwaj mężczyźni, jakkolwiek jeden z nich miał z płci naszej tylko ubranie.
Margrabia milczał, a generał ciągnął dalej:
— Z tych dwóch osób, ta ostatnia, mniejsza, spę-