gimnastycznym, wskazał szybkość, jaką koń miał iść.
Był to drobny kłus, którym przebywali dwie mile przez godzinę.
Wieczorem Jan Oullier był w zamku Souday.
Margrabia przyjął go z widoczną radością; przez cały dzień dręczyła go myśl, że Jan Oullier wyjechał, lub że umarł. A dręczył się tą nieobecnością, lub tą śmiercią nie ze względu na Jana Oulier’a, tylko na siebie samego.
Uprzedziliśmy naszych czytelników, że margrabia Souday był egoistą.
Przedewszystkiem wziął Jana Oullier’a na stronę i zwierzył mu się ze swego kłopotu.
Jan Oullier, któremu zamordowano dwoje dzieci, nie rozumiał, jak ojciec może rozłączyć się dobrowolnie ze swojemi dziećmi.
Przyjął wszelako propozycyę margrabiego, który chciał, żeby Oullier oddał dziewczynki na wychowanie, dopóki nie podrosną i nie będzie można oddać ich na pensye.
Przyrzekł, że poszuka w Chevroliére lub w okolicach jakiej zacnej kobiety, która, im zastąpi matkę, o ile ktokolwiek może zastąpić matkę sierotom.
Jan Oullier byłby przystał na propozycyę, gdyby bliźniaczki były brzydkie i nieprzyjemne, ale były takie ładne, takie milutkie i pełne wdzięku, uśmiech miały taki ujmujący, że poczciwiec pokochał je odrazu tak, jak ci ludzie kochać potrafią.
Utrzymywał, że ich twarzyczki białe i różowe ich długie, jasne włosy w kędziorach przypominały mu tak dalece zdruzgotane już dzisiaj aniołki, które otaczały Madonnę w wielkim ołtarzu w Grand-Lieu, że, gdy ujrzał dziewczynki, omal nie ukląkł.
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/33
Ta strona została przepisana.