— Ma pan słuszność... Pfe! wtrącił margrabia.
— Ale, przybywając tutaj we własnej osobie, nie zmieszawszy się bynajmniej, jak mi pan musi przyznać, atakiem grzeczności z pańskiej strony, zauważyłem odrazu dwie rzeczy.
— Patrzcie... jakież to?
— Najpierw, że na dziesięć nakryć przy pięciu serwety były zwinięte, jako należące do stałych gości zamkowych; co, w razie procesu, kochany margrabio, byłoby okolicznością wybitnie łagodzącą.
— Jakto?
— Niewątpliwie; gdyby pan znał istotną godność swoich gości, czy byłby pan pozwolił, żeby zwijali swoje serwety, jak zwyczajni sąsiedzi wiejscy? Nie, nieprawda? Orzechowe szafy zamku Souday nie są takie ubogie w bieliznę, żeby księżna de Berry nie mogła mieć czystej serwety do każdego jedzenia. Jestem więc skłonny wierzyć, że blondynka, przebrana, w czarnej peruce była dla pana tylko młodziutkim brunetem.
— Mów pan dalej! mów pan dalej! — rzekł margrabia, zagryzając wargi wobec przenikliwości o tyle wyższej od jego własnej.
— Ależ ja wcale nie mam zamiaru się zatrzymywać — odparł generał. — Zauważyłem tedy pięć serwet zwiniętych; co dowodziło, że obiad nie był umyślnie dla nas przyrządzony, jak pan chciał w nas wmówić, ale, że dał nam pan miejsca, między innymi, piana de Bonneville’a i jego towarzysza, którzy nie uważali za stosowne czekać na nas.
— A teraz druga obserwacya? — spytał margrabia.
— Że panna Berta, która, jak przypuszczam, a nawet, jak jestem pewien, jest młodą panną, lubiącą czystość i dbającą o siebie, była, gdy miałem zaszczyt być
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/332
Ta strona została przepisana.