Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/340

Ta strona została przepisana.

wszak pan pozwoli, że pana tak nazwę?... błękitni byli błękitnymi, a biali białymi; byli także i czerwoni wprawdzie, ale to kat i gilotyna; nie mówmy o tem. Nie mieliście przyjaciół w naszych szeregach, ani my w waszych; i dlatego byliśmy jednakowo silni, jednakowo wielcy, jednakowo straszni. Pan mówi, że na jedno wasze słowo Wandea powstanie? Mylicie się! Wandea, która w r. 1795 szła na rzeź w nadziei przybycia księcia, w którego słowa wierzyła, a który słowa tego nie dotrzymał, nie ruszy się nawet na widok księżny de Berry; wasi chłopi utracili wiarę polityczną, pod wpływem której góry ludzkie powstają, idą przeciw sobie, ścierają się ze sobą, dopóki się nie pogrążą w morzu krwi; utracili wiarę religijną, która zapładnia męczenników i zapewnia ich trwanie. My również, mój biedny margrabio, muszę to przyznać, nie posiadamy już tych porywów wolności, tego pragnienia postępu i chwały, które wstrząsają starym światem i rodzą bohaterów. Wojna domowa, która się rozpocznie, o ile, oczywiście, będzie wojna domowa... jeśli się rozpocznie, będzie wojną, w której zwycięstwo, z konieczności, przechyli się na stronę największych batalionów i najbardziej wypchanych dukatami worków, dlatego to mówiłem panu: policzcie się raczej dwa razy, niż raz, zanim weźmiecie udział w tem niedorzecznem szaleństwie.
— Mylisz się, raz jeszcze mylisz się, generale! żołnierzy nam nie zbraknie a, szczęśliwsi, niż dawniej, będziemy mieli wodza, którego płeć zelektryzuje najnieśmielszych, zjednoczy wszystkie serca, nakaże milczenie wszystkim ambicyom.
— Biedna, dzielna, kobieta! biedna dusza poetyczna! — rzekł stary żołnierz, tonem głębokiej litości, opu-