czego siedzę na twoich ramionach. Uczyniłem to bez namysłu, na pierwsze wezwanie twoje, jakkolwiek pozycya jest nieco ryzykowna, przyznaj sam, dla księżny z domu Burbonów.
— Dlatego, że Petit-Pierre ma za małą nóżkę.
— Mała jest, to prawda, ale mocna! — odparł Petit-Pierre jak gdyby margrabia obraził jego próżność.
— Zapewne, ale, jakkolwiek mocna, za mała jest, żeby jej nie poznano
— Kto?
— Ależ ci, którzy ścigać nas będą i pójdą naszymi śladami.
— Rozumiem doskonale — odezwał się Petit-Pierre po chwili milczenia — że chcesz zatrzeć moje slady, ale przecież nie będziemy mogli zawsze podróżować w ten sposób, święty Krzysztof zmęczyłby się nawet; a ta przeklęta noga spotka zawsze, prędzej, czy później, kałużę błota, która zachowa jej odcisk.
— Postaramy się podejść psów — odparł Bonneville — na jakiś czas przynajmniej.
I młodzieniec skierował się w lewo, jak gdyby znęcony szmerem strumienia.
— Co to, co robisz? — spytał Petit-Pierre. — Gubisz drogę... wchodzisz do wody.
— Tak. — Odparł Bonneville, podsadzając ruchem bioder Petit-Pierre’a na ramionach. — A teraz niech nas szukają! — ciągnął dalej, idąc szybko w łożysku strumienia.
— Co za pomysł! — rzekł Petit-Pierre. — Bonneville, minąłeś się z powołaniem. Powinieneś był urodzić się w lesie dziewiczym, albo w pampasach. Fakt jest, że ten nasz ślad nie będzie łatwy do odnalezienia.
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/348
Ta strona została przepisana.