— Czy nie znasz innej drogi, hrabio?
— Owszem.
— A więc?
— Radbym skierować się na nią tylko w ostateczności.
— A to dlaczego?
— Dlatego, że trzeba przejść przez trzęsawisko.
— Ba! ty, hrabio, który chodzisz po wodzie, jak święty Piotr, boisz się trzęsawiska... nie znasz go, czy co?...
— Ze sto razy polowałem tam na bekasy; ale...
— Ale?
— Ale w dzień, i to omal nie utonąłem z dziesięć razy.
— W takim razie zryzykujmy i zbliżmy się do ogniska tych poczciwców. Wyznaję, że nie gniewałbym się, gdybym mógł się trochę ogrzać.
— Proszę zostać tutaj, a ja pójdę na wywiady...
— Jednakże...
— Proszę się nie bać niczego.
Mówiąc te słowa, Bonneville znikł w ciemnościach.
Petit-Pierre pozostał tedy sam, i, oparłszy się o drzewo, milczący, nieruchomy, z oczyma w dal wpa-