Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/361

Ta strona została przepisana.

mnogiej, bo i pan chyba nie jest mniej przemoczony ode mnie, po tych trzech kąpielach, z których jedna błotna.
— O! proszę się mną nie zajmować. Czy Petit-Pierre będzie mógł iść?
— Zdaje mi się, gdy wyleję wodę z trzewików.
Bonneville dopomógł Petit-Pierre’owi do pozbycia się wody, której istotnie było pełno w jego bucikach; następnie zdjął z niego kurtkę z grubego sukna, wyżął ją i włożył mu napowrót, poczem rzekł:
— A teraz, do Benaste, i to żwawo!
Bonneville szedł tak prędko, że Petit-Pierre podążał za nim z trudnością i kiedy niekiedy musiał mu przypominać, iż mieli nogi bardzo nierównej długości. Bonneville nie mógł się otrząsnąć z wrażenia głębokiego, jakie na nim wywarł przypadek młodego towarzysza, i do reszty tracił głowę, nie mogąc odnaleźć drogi w tych zaroślach, które były mu jednak tak dobrze znane. Z dziesięć razy już, wszedłszy na wyrąb, zatrzymywał się i rozglądał dokoła i dziesięć razy również, potrząsnąwszy głową, ruszał w dalszą drogę z jakąś namiętną zawziętością. Nareszcie Petit-Pierre, na skutek nowego zawahania się towarzysza, zapytał:
— No, co się stało, kochany hrabio?
— Stało się, że jestem nędznikiem — odparł Bonneville — że byłem zanadto pewny siebie i że... że...
— Zabłądziliśmy?
— Obawiam się bardzo!
— A ja jestem tego pewien; oto gałąź, którą złamałem przed chwilą; przechodziliśmy już tędy, kręcimy się więc w kółko. Jak widzisz, hrabio, korzystam z twoich nauk — dodał Petit-Pierre tryumfująco.