— Janie Oullier, wejdźcie do mnie, wejdźcie śmiało, wy, i ci, którzy wam towarzyszą.
I weszli. A gdy Petit-Pierre dopomagał Janowi Oullier’owi usadowić hrabiego Bonneville‘a na krześle, stary gajowy szepnął:
— Niech księżna pani poprawi jasne włosy, które, wychodzą z pod peruki; niedobrze byłoby, żeby wszyscy wiedzieli to, co ja, dzięki im, odgadłem i co powiedziałem przed chwilą tej kobiecie.
Tego samego dnia, około drugiej po południu, wójt Courtin opuścił Logerie i wyruszył w drogę, pod pozorem udania się do Machecoul’u, dla kupna wołu, w rzeczywistości zaś chciał zasięgnąć języka o wypadkach nocnych, wypadkach, którymi czcigodny urzędnik interesował się bardzo żywo, co czytelników bynajmniej nie zdziwi.
Gdy przybył do Pont-Farcy, zastał tam młynarczyków, podnoszących zwłoki syna Tinguy’ego, a dokoła nich stało kilka kobiet, oraz kilkoro dzieci, które przypatrywały się trupowi z ciekawością, właściwą ich płci i wiekowi. Skoro wójt z Logerie, popędziwszy swoją szkapę kijem, obciągniętym skórą, który trzymał w ręku, zniewolił zwierzę, by weszło do rzeki, oczy wszystkich zwróciły się w jego stronę i rozmowa ustała, jak uciął, jakkolwiek dotychczas była bardzo ożywiona.