że zaś przejeżdżał właśnie przed krzyżem na drodze, wiodącej do domu Picaut’ów, przeto pomyślał, iż Paskal najlepiej opowie mu, jak się wyprawa powiodła i co właściwie zaszło. Wójt skierował tedy konia na prawo i, w pięć minut później, wjeżdżał na podwórko zagrody Picaut’ów.
Józef siedział przed drzwiami części domu, którą zamieszkiwał, i palił fajkę. Widząc wójta z Logerie, uznał, że nie ma potrzeby przerywać sobie odpoczynku. Courtin, obdarzony przedziwną przenikliwością, widział zawsze wszystko, udając, że nic nie widzi; przywiązał szkapę swoją do jednego z żelaznych kółek, przytwierdzonych do muru, poczem, zwracając się do Józefa, spytał:
— Czy wasz brat w domu?
— Tak, jest jeszcze — odparł Picaut, kładąc na wyraz jeszcze, nacisk, który wydał się wójtowi z Logerie dziwny. — Potrzebny wam może dzisiaj, żeby zaprowadzić czerwone spodnie do zamku Souday, co?
Courtin zagryzł wargi, ale nic nie odpowiedział Józefowi, tylko mówił sobie w duchu, pukając do drzwi drugiego Picaut’a:
— Jak ten dureń Paskal mógł zwierzyć się temu łajdakowi, swemu bratu, że to ja dałem mu to zlecenie. Nie można, dalibóg, już nic zrobić, żeby wszyscy o tem nie gadali.
Ten monolog sprawił, iż Courtin nie zauważył, że nie śpieszono się z otwarciem drzwi i że wbrew zwyczajowi, pełnych ufności, wieśniaków, były one zamknięte na zasuwkę od wewnątrz. Nareszcie otworzyły się. Gdy Oourtin spojrzał do wnętrza izby, widok, jaki mu się przedstawił, a którego się nie spodziewał, sprawił, że wójt cofnął się w progu.
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/372
Ta strona została przepisana.