Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/373

Ta strona została przepisana.

— Kto tu umarł? — spytał.
— Zobaczcie — odparła wdowa, nie opuszczając miejsca przy kominie, na które powróciła, otworzywszy drzwi Courtin’owi.
Courtin skierował wzrok na łóżko, a jakkolwiek poprzez prześcieradło ujrzał tylko kształt trupa, niemniej odgadł wszystko.
— Paskal! — krzyknął — Paskal!
— Myślałam, że wiecie — rzekła wdowa.
— Ja?
— Tak, wy... wy, którzy jesteście pierwszą przyczyną jego śmierci.
— Ja? ja? — odparł Courtin, który pomyślał w tejże chwili o tem, co mu powiedział brat ofiary, i czuł, że, dla własnego bezpieczeństwa, musi zrzucić z siebie winę — ja? Przysięgam wam, na honor, że od tygodnia przeszło nie widziałem nawet waszego nieboszczyka męża.
— Nie przysięgajcie — rzekła wdowa. — Paskal nie przysięgał nigdy; bo on nigdy nie kłamał.
— Ale któż wam powiedział, że go widziałem? — spytał Courtin. — To niesłychane, doprawdy!
— Niech pan nie kłamie wobec umarłego, panie Courtin — rzekła Maryanna — bo to przynosi nieszczęście.
— Ja nie kłamię — wyjąkał dzierżawca.
— Poszedł do was; wy nakłoniliście go, żeby służył za przewodnika żołnierzom.
Courtin ponownie zaprzeczył ruchem.
— O! ja was za to nie ganię — ciągnęła dalej wdowa, patrząc bystro na młodą wieśniaczkę, mogącą mieć lat dwadzieścia pięć do trzydziestu, która przędła