Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/38

Ta strona została przepisana.
IV.
Jak się to stało, że, przybywszy na godzinę do margrabiego, Jan Oullier byłby u niego dotychczas, gdyby zarówno margrabia jak on nie byli umarli od lat dziesięciu.

Z rana, przed wyjściem na, polowanie, margrabia Souday powziął myśl ucałowania swoich dzieci.
Udał się tedy db ich pokoju, gdzie, z piernatem zdziwieniem, ujrzał Jana Oullier’a, który go wyprzedził i mył dziewczynki z systematycznością najlepszej bony.
Nieborak, któremu to, zajęcie przypominało utracone dzieci, spełniał to z widoczną przyjemnością.
Podziw margrabiego zamienił się na szacunek.
Przez tydzień polowania, trwały bez przerwy, pora, z to bardziej zajmujące i w plony obfitsze.
Przez ten tydzień, będąc kolejno, objeżdżaczem i rządcą, Jan Oullier, powróciwszy w tej ostatniej godności do domu, pracował bez przerwy nad odświeżaniem odzieży swego pana; nadto znalazł zawsze jeszcze czas na sprzątanie domu od góry db dołu.
Margrabia Souday nietylko nie naglił go teraz do wyjazdu, ale nawet myślał z przerażeniem, że będzie musiał rozstać się z takim nieocenionym sługą. Od rana do wieczora, a niekiedy od wieczora do rana zastanawiał się nad tem, która z zalet Wandejczyka wzruszała go najwięcej.
Dalibóg, co mi, u dyabła, po małżeństwie! — wołał nieraz margrabia, gdy zdawałoby się, że myśli