wię się już teraz, że idą żołnierze: sprzedaliście waszych gości!
— Nędzniku! krzyknęła Maryanna, chwytając szablę męża z okapu komina i rzucając się na Józefa, który zmierzył do niej z fuzyi.
Bonneville zeskoczył z drabiny, ale już młoda chłopka rzuciła się między szwagra i bratową, własnem ciałem osłaniając wdowę.
— Na dół broń! krzyknęła do Wandejczyka tonem takim męskim i energicznym, że niepodobieństwem wydawało się, iżby wydobywał się z ciała takiego wątłego i delikatnego — na dół broń! rozkazuję ci, w imieniu króla!
— A któż to jesteście, że mówicie do mnie w ten sposób? — spytał Józef Picaut, zawsze gotów buntować się przeciw wszelkiej władzy.
— Jestem tą, której oczekiwano, jestem tą, która rozkazuje.
Na te słowa, wypowiedziane z najwyższą godnością, z majestatem, Józef Picaut osłupiał zupełnie i opuścił strzelbę.
— A teraz — ciągnęła dalej młoda chłopka — pójdziesz na górę z tym panem.
— A pani? — spytał Bonneville.
— Ja zostaję tutaj.
— Ale...
— Nie mamy czasu na rozprawy. Idźcie! ależ idźcie!
Dwaj mężczyźni weszli na strych i zapadnia zamknęła się za nimi.
— A wy co robicie? — spytała chłopka, patrząc ze zdumieniem, jak wdowa Picaut przesuwała na środek pokoju łóżko, na którem leżał jej mąż.
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/385
Ta strona została przepisana.