o czemś innem zupełnie. — Po co mam się skazać na te galery, gdzie tylu zacnych ludzi pędzi takie smutne życie? Na żywego Boga, przecieżem już nie młokos: dobiegam czterdziestki; nie mam żadnych złudzeń, nie liczę na to, żebym kogokolwiek oczarował zaletami osobistemu. Mogę się więc tylko spodziewać, że na moje trzy tysiące liwrów renty, których połowa odpada wraz z moją śmiercią, skusi się na mnie, co najwyżej, jaka stara wdowa i będę miał margrabinę Souday gderliwą, kłótliwą, skąpą, która zabroni mi może chodzić na polowanie a w gospodarstwie nie utrzyma z pewnością większego ładu, niż Jan. A jednakże — mówił po chwili milczenia, prostując się — czyż żyjemy w epoce, w której wolno dopuścić, by ginęły wielkie rasy; naturalne podpory monarchii? czy widok mego syna, przywracającego świetność memu domowi, nie byłby mi wielką pociechą? Tymczasem, wobec mego życia teraźniejszego, co ludzie pomyślą o mnie, skoro wiedzą, że nie miałem żony... ślubnej przynajmniej? Co powiedzą o tych dwóch dziewczynkach w domu?
Gdy takie rozważania opadły margrabiego — a zdarzało się to zazwyczaj w dni dżdżyste, gdy niepogoda nie pozwalała mu oddawać się ulubionej rozrywce, budziły w nim ciężką troskę. Pozbywał się jej wszelako tak, jak wychodzą z sytuacyi podobnych wszyscy ludzie chwiejni, charaktery słabe, wszyscy, którzy nie są zdolni do powzięcia postanowienia... prowadził dalej ten sam prowizoryczny tryb życia.
Berta i Marya miały w r. 1831 już po lat siedemnaście a stan tymczasowy trwał w dalszym ciągu. Margrabia Souday, jakkolwiek może się to wydać zupełnie nieprawdopodobnem, nie był jeszcze zdecydowany zatrzymać nadobne córki przy sobie.
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/39
Ta strona została przepisana.