wał bowiem u siebie zapas prochu, co mogło, w razie wykrycia, mieć dla niego bardzo niemiłe skutki. Pomimo ostrzeżeń towarzysza, opuścił kryjówkę, by śledzić żołnierzy przez szpary między dachem a murem. Dlatego to zrzucił kawałek tynku na oficera; dlatego zwrócił jego uwagę; dlatego kapitan ujrzał znikającą rękę, na której Józef Picaut opierał się, wyglądając na dziedziniec.
Gdy Bonneville usłyszał grzmiący głos oficera, gdy zrozumiał, że ich wykryto, skoczył ku zapadni i zamknął ją, wyrzucając gorzko Wandejczykowi nieostrożność, która ich zgubiła. Odgłos tych to wyrzutów dobiegł do izby wdowy.
Ale, ostatecznie, skoro zostali wykryci, wyrzuty na nic się już nie przydały; należało powziąć postanowienie. Bonneville, obejmując odrazu położenie, widział, że opór był zupełnie bezużyteczny, i postanowił się poddać, z uwagi, że tym czynem ocali pewniej jeszcze księżnę. Wandejczyk zaś nie chciał słyszeć o poddaniu.
— Zabijmy ich jak najwięcej! — mówił — będzie mniej wrogów Henryka V. Ja się nigdy nie poddam — i Wandejczyk postawił nogę na zapadni, widząc, że Bonneville chce ją otworzyć.
Ale hrabia odepchnął go uderzeniem pięści takiem silnem, że Picaut potoczył się w kąt strychu; upadł i upuścił strzelbę. Upadając wszakże, znalazł się naprzeciwko okrągłego okienka, zasłoniętego okiennicą. I przyszła mu myśl nagła: zostawić hrabiego, skorzystać z zamętu, jaki powstanie, gdy go schwytają, i ratować się ucieczką.
Udawał, że ulega rozkazowi Bonneville’a; ale, gdy ten otwierał zapadnię, Picaut palcem odczepił haczyk,
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/391
Ta strona została przepisana.