Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/392

Ta strona została przepisana.

który zamykał okrągłe okienko, podniósł strzelbę i, w chwili, gdy hrabia schodził z pierwszych stopni drabiny, krzycząc: „Nie strzelajcie! poddajemy się!“ Wandęejczyk pochylił się, strzelił przez otwór w grono żołnierzy, odwrócił się, skoczył olbrzymim susem przez okienko do ogrodu, skąd, umknąwszy szczęśliwie przed kulami kilku żołnierzy, stojących na warcie, uciekł do lasu.
Strzał ze strychu powalił jednego żołnierza, który padł ciężko zraniony; ale jednocześnie dziesięć strzelb skierowało się na Bonneville’a, i, zanim gospodyni domu dobiegła, by go osłonić własnem ciałem, nieszczęśliwy młodzieniec, przeszyty ośmiu kulami, stoczył się z drabiny i padł u stóp wdowy z okrzykiem: Niech żyje Henryk V!
Na ten ostatni krzyk Bonneville’a odpowiedział inny krzyk bólu i rozpaczy.
Wrzawa, jaka nastąpiła po strzałach, nie pozwoliła żołnierzom zauważyć, że ten krzyk pochodził właśnie z łóżka, gdzie spoczywał Paskal Picaut, i że zdawało się, iż wybiegł z piersi tego trupa, który sam jeden był majestatycznie spokojny i obojętny podczas tej wstrząsającej sceny.
Żołnierze rzucili się na strych. Kapitan poprzez obłoki dymu spostrzegł wdowę, która uklękła i przyciskała do piersi głowę Bonneville’a.
— Czy umarł? — spytał.
— Tak — odparła Maryanna głosem, zdławionym łzami.
— Ale i wy jesteście zranieni!
Istotnie wielkie krople krwi spadały szybko z czoła wdowy Picaut na pierś Bonneville’a.