Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/40

Ta strona została przepisana.

Janowi Oullier’owi, który zawiesił na gwoździu klucz od swego domu w Chervroliére, przez całe czternaście lat nie wpadło nawet na myśl zdjąć klucz z tego gwoździa. Czekał cierpliwie, żeby pan dał mu rozkaz powrotu do domu, margrabia zaś, otoczony od chwili jego przybycia do zamku, pieczołowistością, odnalazłszy błogi spokój, jakiego zażywał przy boku biednej Ewy, odkładał z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok oznaczenie chwili rozstania.
Co zaś do Jana Oullier’a, to i on ze swej strony miał powody, żeby decyzyi nie przyśpieszać. Był to nietylko człowiek dzielny, ale i człowiek zacny.
Jak wspominaliśmy, powziął odraz u sympatyę do Berty i do Maryi, która to sympatya w tem sercu, owdowiałem po dzieciach własnych, zamieniła się niebawem na tkliwość, a z czasem z tkliwości tej zrodziła się miłość fanatyczna. Zrazu nie zdawał sobie dokładnie sprawy z różnicy, jaką margrabia chciał ustanowić między stanowiskiem tych córek swoich a stanowiskiem dzieci prawych, jakie spodziewał się mieć z jakiegokolwiek związku, zawartego, w celu zachowania rodu i nazwiska: w Poitou, gdy mężczyzna doprowadzi do upadku uczciwą dziewczynę, jeden tylko znany jest sposób naprawienia krzywdy — małżeństwo. Jan Oullier uważał, iż skoro pan jego nie może uprawnić swojego stosunku, nie powinien przynajmniej wypierać się, ojcostwa, jakiem go Ewa obdarzyła umierając. To też po dwumiesięcznym pobycie w zamku, rozważywszy tę sprawę w umyśle i w sercu, Wandejczyk byłby przyjął z wielkiem niezadowoleniem rozkaz wyjazdu, a szacunek, jaki żywił dla pana de Souday’a, nie byłby mu przeszkodził wypowiedzieć szczerze w takim wypadku ostatecznym swoich uczuć w tym względzie.