Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/418

Ta strona została przepisana.

kiemu swemi oczkami i ma taką minę, jak gdyby już temperował pióro, żeby nabazgrać intercyzę ślubną.
— Ale, przypuściwszy, że tak jest — spytała Marya, której bladość ustąpiła miejsca ciemnemu rumieńcowi, i której serce biło tak, że omal nie pękło cóż w tem widzisz złego?
— Jakto! co złego? Cała krew wzburzyła się we mnie, gdy przed chwilą ujrzałem pannę de Souday... Ech! niech mi panienka o tem nie mówi!
— Owszem, owszem, przeciwnie, mówmy o tem — nalegała Marya. — Cóż robiła przed chwilą Berta, mój poczciwy Janie?
I młoda dziewczyna spojrzeniem pochłaniała wyrazy starego gajowego.
— A więc panna Berta de Souday zawiązywała białą szarfę na ręku pana Michel’a. Barwy, które nosił Charette na ręku syna człowieka, który...! Ach! panno Marynko, gotówbym jeszcze powiedzieć więcej, niżbym chciał!... Ale ja pogadam z panną Bertą!
— Janie, przyjacielu, strzeż się!
— Czego —mam się strzedz?
— Żeby nie sprawić przykrości Bercie. Bo, widzisz, ona go kocha — rzekła Marya głosem zaledwie dosłyszalnym.
— A! więc panienka przyznaje, że ona go kocha? — zawołał Jan Oullier.
— Muszę — odparła Marya.
— Kochać lalkę, którą przewróci jedno dobre tchnienie... i to ona, panna Berta! myśleć o zamianie sweg nazwiska, jednego z najstarszych w kraju, jednego z tych, które stanowią naszą chwalę na nazwisko zdrajcy, nikczemnika!
Serce Maryi ścisnęło się boleśnie.