jego ojciec: to wszystko oburza mnie, Janie; to wszystko przejmuje mnie odrazą; to wszystko wreszcie podsuwa mi myśl, że czynem prawdziwie szlachetnym byłoby zachęcić go, dopomódz mu do naprawienia, jeśli coś naprawy wymaga, przeszłości, do wykazania takiej odwagi i takiego poświęcenia, by żadne oszczerstwo nie śmiało już imać się jego nazwiska.
— Mniejsza o to! — odparł Jan Oullier — będzie miał dużo do roboty, zanim ja kiedykolwiek szanować będę to nazwisko.
— Będzie jednak trzeba, żebyś je szanował Janie, — rzekła Berta tonem stanowczym — gdy to nazwisko stanie się, jak mam nadzieję, i mojem; bo oznajmiam ci śmiało i szczerze, jak mówię wszystko, co myślę, Janie, że ja go kocham!
— Nie, nie, błagam, niech panienka tak nie mówi, panno Berto! Jestem tylko ubogim chłopem; ale niegdyś... dałyście mi prawo nazywać was mojemi dziećmi i kochałem was, i kocham obie, jak nigdy ojciec nie kochał własnych córek... a więc starzec, który czuwał nad twojem dzieciństwem, który trzymał cię, maleńką, na kolanach, który co wieczór usypiał cię, kołysząc, ten starzec rzuca się do twoich stóp i mówi: Nie kochaj tego człowieka, panno. Berto!
— A to dlaczego? — spytała zniecierpliwiona.
— Dlatego, mówię ci to z głębi serca, z głębi duszy i sumienia, że związek między tobą a nim, panno Berto, jest rzeczą złą, potworną, niemożliwą!
— Pod wpływem przywiązania do nas przesadzasz wszystko, mój biedny Janie. Pan Michel mnie kocha, jak sądzę; ja kocham jego... tego jestem pewna... i, jeśli dopełni odważnie swojej rehabilitacyi, będę szczęśliwa, gdy zostanę jego żoną.
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/422
Ta strona została przepisana.