— W takim razie — rzekł Jan Oullier tonem najgłębszego zniechęcenia — trzeba, będzie na stare lata szukać innego pana, innego dachu nad głową.
— A to dlaczego?
— Dlatego, że Jan Oullier, jakkolwiek ubogi, nie będzie nigdy mógł zamieszkać pod jednym dachem z synem renegata albo zdrajcy!
— Milcz, Janie Oullier! — zawołała Berta — milcz! bo i ja mogłabym rozedrzeć twoje serce.
— Janie! mój dobry Janie! — szepnęła Marya.
— Nie, nie — odparł stary gajowy — trzeba, żeby pani znała wszystkie piękne czyny, jakimi zaznaczyło się nazwisko, na które pani tak pilno zamienić swoje.
— Nie dodawaj ani słowa, Janie Oullier — rzekła Berta, prawie groźna. — Widzisz, w tej chwili mogę ci to powiedzieć, często badałam serce swoje, by się przekonać, kogo woli, ojca, czy ciebie; ale jeszcze jedna obelga,... jeszcze jedna obelga przeciw Michałowi, a będziesz dla mnie już tylko...
— Lokajem? — przerwał Jan Oullier. — Tak; ale lokaj, który pozostał uczciwy i przez całe życie spełniał swoje obowiązki lokaja, nie zdradzając nikogo, taki lokaj ma jeszcze prawo zawołać: Hańba synowi tego, który sprzedał Charette’a, jak Judasz sprzedał Chrystusa za garść srebrników!
— A cóż mnie obchodzi to, co zaszło przed laty trzydziestu sześciu, to jest na osiemnaście lat przed mojem urodzeniem? Znam tego, który żyje, nie zaś tego, który umarł; syna, nie ojca. Kocham go, słyszysz, Janie? tak, jak ty sam nauczyłeś mnie kochać i nienawidzieć. Jeśli ojciec jego dopuścił się tego czynu, czemu wierzyć nie chcę, okryjemy taką chwałą nazwisko Michała, na-
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/423
Ta strona została przepisana.