Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/426

Ta strona została przepisana.

la Picaut’a. Widział, jak wchodzili, ale nic więcej. Stal ukryty w zaroślach przydrożnych na gościńcu de la Sablonniére i miał polecenie popędzenia do zamku, w razie, gdyby żołnierze skierowali się do domu, w którym schronili się zbiegowie. Spełnił to polecenie ściśle.
Margrabiego, któremu Jan Oullier powiedział, że pozostawił Petit-Pierre’a i hrabiego Bonneville‘a w domu Paskala Picaut’a — margrabiego, mówimy — ogarnęło wielkie wzburzenie. Nie szczędził wyrzutów staremu gajowemu, że zaufał innym, ale Jan Oullier nic nie odpowiadał, ponury i milczący, stał ze spuszczoną głową. To milczenie i ta nieruchomość doprowadziły margrabiego do rozpaczy, zawołał tedy, żeby stary gajowy podał mu konia. Ale Jan Oullier potrząsnął głową.
— Jakto! — rzekł margrabia — nie chcesz mi dać konia?
— I ma zupełną słuszność — wtrąciła, zbliżając się, Berta, która usłyszała rozkaz ojca i odmowę gajowego — miejmy się na baczności, pośpiech nierozważny mógłby dużo zaszkodzić. Janie Oullier, czy możesz zaręczyć za kobietę, której ich powierzyłeś?
— Wczoraj — odparł stary gajowy, spoglądając z wyrzutem na młodą dziewczynę — powiedziałbym o Maryannie Picaut’owej: odpowiadam za nią, jak za siebie; ale... dzisiaj wątpię o wszystkiem — zakończył z westchnieniem.
— Ta cała gadanina to tylko czas stracony. Konia! Niech mi przyprowadzą konia! Za dziesięć minut będę wiedział, czego się trzymać.
Berta powstrzymała margrabiego.
— Nie zapominajmy, ojcze, że ci, którzy przyprawiają nas o taki niepokój, są w oczach wszystkich pro-