Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/430

Ta strona została przepisana.

Michał złożył ukłon margrabiemu i pannom, poczem ruszył z miejsca galopem.
— To nie do uwierzenia, jak łatwo zrobić z prostaka człowieka przyzwoitego! — rzekł margrabia, wracając do zamku. — Co prawda, muszą się do tego zabrać kobiety. Ten młodzieniec ma doprawdy zupełnie dobre obejście.
— Tak — wtrącił Jan Oullier — ludzi z dobrem obejściem można urobić, ile się zechce; ale ludzi z sercem nie urobi się tak łatwo.
— Janie Oullier — odezwała się Berta — jużeście zapomnieli moje polecenie; strzeżcie się!
— Panienka się myli — odpowiedział Jan Oullier — dlatego właśnie, że o niczem nie zapominam, tak bardzo dotąd cierpię. Odrazę, jaką żywię dla tego młodzieńca, wziąłem za wyrzuty sumienia; ale od dzisiaj zaczynam się obawiać, że to przeczucie.
— Wyrzuty sumienia, wy, Janie Oullier? I, cóżeecie zawinili względem niego?
— Względem niego nic — odparł Jan Oullier głosem ponurym — ale względem jego ojca...
— Względem jego ojca? — powtórzyła Berta, drgnąwszy mimowoli.
— Tak, pewnego dnia, dla niego, zmieniłem nazwisko; przestałem się nazywać Janem Oullier’em.
— A jakże nazwaliście się?
— Karą.
— Dla jego ojca? — powtórzyła Berta; poczem, przypominając sobie, co opowiadano w okolicy z powodu śmierci barona Michel’a, dodała: — Dla jego ojca, którego znaleziono nieżywego na polowaniu! Ach! cóżeś powiedział, nieszczęśliwy!