Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/434

Ta strona została przepisana.

Nadmienialiśmy już, że Aubin dopełnił swoją okaleczoną postać przy pomocy tego poniekąd zwierzęcia pociągowego, które spotkał szczęśliwie na swojej drodze; wzamian za własne nogi, pozostawione na drodze do Ancenis, kaleka odnalazł nogi ze stali, które nie cofały się przed żadnem zmęczeniem, nie przerażały się żadną odległością i wykonywały jego wolę z posłuszeństwem biernem.
Trigaud nosił Aubin’a bądź na pieca, bądź na rękach z taką pieczołowitością, jak matka nosi dziecko; dawał mu dowody troskliwości, zaprzeczające idyotyzmowi nieboraka, który nie spoglądał nigdy na własne nogi, nie dbał, czy je okaleczy na ostrym kamieniu, ale który, idąc, usuwał bacznie gałęzie mogące zadrasnąć twarz swego przewodnika. Po pewnym czasie trwania tej niezwykłej spółki, Trigaud odgadywał już wprost myśli Aubin’a — wystarczało mu jedno słowo, znak jakiś a nawet dotknięcie ręką ramienia lub kolanem boku.
Gdy przebyli mniej więcej trzecią część polanki, Aubin dotknął palcem ramienia Trigaud’a, i olbrzym stanął, jak wryty. Wówczas oberżysta wskazał wielki kamień, umieszczony u stóp wielkiego buku, po prawej stronie polanki.
Olbrzym podszedł do drzewa, podniósł kamień i czekał na rozkaz.
— Teraz — rzekł Aubin — zapukaj trzykrotnie w pień drzewa.
Trigaud uczynił, jak mu kazano, ale w ten sposób, że pierwsze i drugie pukanie nastąpiło szybko po sobie, trzecie zaś po pewnym przeciągu czasu.
Na ten sygnał, który rozległ się głuchym odgłosem,