Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/437

Ta strona została przepisana.

Strój tych mężczyzn daleki był od malowniczej wytworności stroju bandytów, wychodzących z tekturowych jaskiń w operach. Niektórzy mieli mundury łudząco podobne do stroju Trigaud’a Robaczywego; inni, a ci byli najwykwintniejsi, mieli kurtki sukienne; ale większość odziania była w płótno. Ta sama rozmaitość zresztą panowała w ich uzbrojeniu. Trzy czy cztery karabiny, pół tuzina strzelb myśliwskich, tyleż pistoletów stanowiły całą broń palną; broń biała zaś była znacznie mniej poważna, składały się na nią bowiem; szabla Jakóba, dwie piki, datujące z pierwszej wojny, i osiem czy dziesięć par wideł, starannie wyostrzonych przez właścicieli.
Gdy te wszystkie zuchy wyszły z jamy, Jakób skierował się do pnia drzewa powalonego i usiadł na nim. Trigaud zaś złożył obok niego Aubin’a, poczem oddalił się o kilka kroków, tak, by być na każde zawołanie swego wspólnika.
— Tak, mój Aubin’ie odezwał się Jakób — wilki wyległy na polowanie; ale, mimo to, rad jestem, że zadałeś sobie tyle fatygi, żeby mnie o tem uprzedzić. Ale, słuchaj, czy nie przybywasz przypadkiem, by mnie także uprzedzić, że dzień został zmieniony?
— Nie, 24-ty jak był, tak jest.
— Tem lepiej! bo, dalibóg, tracę już cierpliwość z tem nieustające>m zwlekaniem. Jezusie słodki! czy to trzeba tyle ceremonii, żeby wziąć strzelbę, powiedzieć żonie do widzenia i wyruszyć z domu?
— Cierpliwości! już niedługo będziecie czekali, kmotrze Jakóbie.
— Cztery dni! czyli o trzy za dużo. Nie mam tego szczęścia, co Jan Oullier, który dał im się trochę we