znaki ostatniej nocy pod kaskadą Baugé. Ale, niestety, odwet ich był okrutny.
— Jakto?
— A więc nie wiesz?
— Nie; przybywam prostą drogą z Montaigu. Cóż się stało?
— A no, stało się, że zabili w domu Paskala Picaut’a dzielnego młodzieńca, którego szanowałem, choć nie mam żadnego szacunku dla jemu równych.
— Kogo?
— Hrabiego Bonneville’a.
— A to kiedy?
— Dzisiaj, około drugiej po południu.
— W jaki sposób, u dyabła, mogliście, mój Jakóbie, dowiedzieć się o tem w waszej jamie?
— Czyż nie wiem wszystkiego, co może mi być użyteczne?
— W takim razie może niewarta wam wcale mówić o tem, co mnie tu sprowadza.
— Dlaczego?
— Bo prawdopodobnie już o tem wiecie.
— To możliwe.
— Chciałbym być pewien, albowiem oszczędziłoby mi to wypełnienia zlecenia niemiłego, którego podjąłem się z niechęcią.
— A! przychodzisz zatem ze strony tych panów.
Kmotr Jafcób wypowiedział dwa ostatnie wyrazy tonem, który wahał się między pogardą a groźbą.
— Tak, przedewszystkiem — odparł Aubin. — a potem dał mi też do was zlecenie Jan Oullier, którego spotkałem.
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/438
Ta strona została przepisana.