Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/439

Ta strona została przepisana.

— Jau Oullier? A! skoro przychodzisz od niego, to rzecz inna! Lubię tego chłopia; zrobił w swojem życiu coś, czem zyskał sobie we mnie przyjaciela.
— Cóż takiego?
— To jego tajemnica, nie moja. Ale powiedz-no najpierw, czego ode mnie chcą wielcy panowie.
— To twój szef dywizyi przysyła mnie do ciebie.
— Margrabia Souday?
— Właśnie.
— Czegóż on ode mnie chce?
— Skarży się, że zbyt częstemi wycieczkami zwracasz uwagę żołnierzy rządowych; że grabieżą drażnisz ludność miejską i w ten sposób paraliżujesz z góry ruch wspólny, utrudniając go bardzo.
— A dlaczego oni wcześniej nie rozpoczęli tego swego ruchu, co? Dosyć długo już, Bogu dzięki, czekamy na ten ruch; ja, naprzykład, czekam od 30 lipca.
— Nadto...
— Jakto! to nie wszystko?
— Nie, rozkazuje ci...
— On rozkazuje mnie?
— Poczekajże! będziesz mu posłuszny, albo i nie; ale rozkazuje ci...
— Słuchaj-no dobrze, Aubin’ie, z góry składam przysięgę.
— Jaką?
— Że będę mu nieposłuszny. A teraz mów; słucham!
— Otóż, rozkazuje ci, żebyś się zachował spokojnie do 24-go, a zwłaszcza, żebyś nie zatrzymywał ani dyliżansu, ani podróżnego na drodze, jak czyniłeś w tych dniach.
— A więc przysięgam — odparł Jakób — że pierw-