Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/445

Ta strona została przepisana.

doskonale charakterowi krajobrazu. Aubin, przyzwyczajony do scen tego rodzaju, nie zwracał na nich uwagi. Trigaud sporządził mu łoże z liści, Aubin usiadł na tym improwizowanym materacu i palił fajkę z takim spokojem, jak gdyby był w swej oberży, w Montaigu.
Nagle zdawało mu się, że słyszy w oddali sygnał alarmowy, krzyk puhacza, ale ponury i przeciągły, co oznajmiało niebezpieczeństwo. Aubin zagwizdał z cicha, żeby zniewolić buntowników do milczenia; poczem, prawie w tejże samej chwili, rozległ się strzał w odlegości tysiąca, mniej więcej, kroków.
W mgnieniu oka wiadra wody, w tym celu umyślnie przygotowane, wylano na ogień; otwór jamy zamknięto i króliki kmotra Jakóba, wraz z Aubin’em, którego Robaczywy wziął na ramiona, rozproszyli się we wszystkich kierunkach, czekając na sygnał wodza.




IV.
W którym jest mowa o niebezpieczeństwie, jakiem grozi przebywanie w lesie w złem towarzystwie.

Była, już blizko siódma godzina wieczorem, gdy Petit-Pierre, w towarzystwie barona Michel’a, który został jego przewodnikiem, na miejsce biednego Bonneville’a, opuszczał chatę, gdzie groziło mu takie wielkie niebezpieczeństwo.
Z głębokiem, a łatwo zrozumiałem wzruszeniem, Petit-Pierre przekroczył próg pokoju, gdzie pozostawił zimne zwłoki dzielnego młodzieńca, którego znał od dni