Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/446

Ta strona została przepisana.

kilku zaledwie, a którego już kochał, jak się kocha starych przyjaciół. Sprawa królewska straciła tylko jednego żołnierza, a jednakże Petit-Pierre’owi zdawało się, że utracił całą armię!
Było to pierwsze ziarno krwawego zasiewu, który padł raz jeszcze na ziemię Wandei, a Petit-Pierre zapytywał siebie z trwogą, czy tym razem przynajmniej z zasiewu tego wzejdzie, co innego niż żałoba i żal.
Gdy Michał przyprowadził konia swojego przede drzwi, przypomniał Petit-Pierre’owi, że chwile są drogie, i że przyjaciele czekają na nich; wówczas Petit-Pierre zwrócił się ku wdowie po Paskalu Picaut i, wyciągając do niej rękę, rzekł:
— Jakże wam podziękuję za to, co uczyniliście dla mnie?
— Nic dla piani nie uczyniłam; zapłaciłam dług, wywiązałam się z przysięgi, nic więcej.
— A więc — spytał Petit-Pierre ze łzami w oczach — nie chcecie nawet mojej wdzięczności?
— Jeśli pani chce koniecznie coś mi zawdzięczać — odparła wdowa — to proszę wzamian, gdy będzie się pani modliła za tych, którzy umrą za panią, by pani dorzuciła do modlitw swoich kilka słów za tych, którzy umrą przez panią.
— A więc sądzicie jednak, że mam pewne łaski u Boga? — spytał Petit-Pierre, który nie mógł powstrzymać się od uśmiechu przez łzy.
— Tak, bo zdaje mi się, że pani przeznaczona jest do cierpienia.
— Przyjmijcie przynajmniej to — rzekł Petit-Pierre, zdejmując z szyi medalik, zawieszony na czarnym sznureczku jedwabnym. — To tylko srebro, ale Ojciec Świę-