Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/450

Ta strona została przepisana.

Petit-Pierre pomyślał, że to pytanie było zbyteczne, i uszczypnął Michała w ramię
— Żołnierze? — powtórzył Courtin. — To i pan także boi się teraz żołnierzy! W takim razie nie radzę panu puszczać się tej nocy na równinę, bo pan nie ujedzie mili, żeby nie ujrzeć bagnetów. Niech pan lepiej powróci ze mną do Logerie; sprawi pan wielką radość matce, która martwi się srodze, że pan ją opuścił w takich złych zamiarach.
— Courtin’ie, i ja z kolei dam wam radę.
— Jaką, panie baronie?
— Żebyście milczeli.
— Nie, nie będę milczał — odparł dzierżawca, udając bolesne wzruszenie — nie, ja nie mogę patrzeć spokojnie, jak mój młody pan naraża się na tysiące niebezpieczeństw i to wszystko dla...
— Milcz, Courtin’ie!
— Dla jednej z tych przeklętych wilczyc, której nie chciałby nawet syn chłopa, jak ja!
— Nędzniku! będziesz ty milczał? zawołał młodzieniec, podnosząc na Courtin’a szpicrutę, którą trzymał w ręce.
Ten ruch, napewno umyślnie wywołany przez Courtin’a, sprawił, że koń Michała postąpił krok naprzód, tak, że wójt Logerie mógł już teraz widzieć obu jeźdźców.
— Niech mi pan baron przebaczy, jeśli go obrażam rzekł tonem płaczliwym — niech mi pan przebaczy; ale już dwie noce nie śpię, myśląc o tem wszystkiem.
Petit-Pierre zadrżał: w głosie wójta Logerie dosłyszał te same intonacye fałszywej pokory, które zauważył już w chacie wdowy Picaut’owej, gdzie, po wyjściu Cour-