Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/456

Ta strona została przepisana.

ron Michel wstawali i śledzili wzrokiem ich bieg szalony.
— Jadą doskonale — odezwał się Petit-Pierre, ale wątpię, czy dogonią konia... A teraz proszę mi powiedzieć, gdzie margrabia Souday przeznaczył mi schronienie?
— Na jednym z moich folwarków.
— Mam nadzieję, że nie na folwarku Courtin’a?
— Nie, na innym, zupełnie odosobnionym, ukrytym w lasach, za Légé.
Ruszyli w drogę, a niebawem okazało się, że Michał znakomicie sprawuje obowiązki przewodnika. Idąc równiną, znaleźli się nad strumieniem, płynącym między łąkami; po obu brzegach strumienia prowadziła droga pewna i wygodna zarazem. Michał szedł tą drogą czas pewien, niosąc Petit-Pierre‘a na ramionach, jak poprzednio biedny Bonneville. Poczem baron skręcił w lewo, wszedł na pagórek i pokazał Petit-Pierre’owi czarne masy lasu Touvois, które ciągnęły się u stóp pagórka.
— Czy to już pański folwark? — spytał Petit-Pierre.
— Nie; musimy jeszcze przejść przez las Touvois; ale po trzech kwadransach drogi będziemy na miejscu.
— A czy las Touvois jest bezpieczny?
— Prawdopodobnie; żołnierze wiedzą, że chodzenie po naszych lasach nocą nie może im przynieść nic dobrego.
— I nie boi się pan zabłąkać?
— Nie; bo nie pójdziemy przez gęstwinę; wejdziemy do lasu dopiero wtedy, gdy odnajdziemy drogę z Machecoul’u do Légé; idąc skrajem wschodnim, musimy na tę drogę natrafić.