Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/462

Ta strona została przepisana.

— Doskonale. A teraz pan baron zechce udzielić nam pewnych wiadomości.
— Ja?
— Tak. Co się tam dzieje, panie baronie? Niech pan sobie dobrze przypomni, kogo pan spotkał na swojej drodze?
Michał, zakłopotany, spojrzał na Petit-Pierre’a. Wódz Jakób widział to spojrzenie; wezwał tedy Trigaud’a Robaczywego i rozkazał mu, żeby stanął między dwoma jeńcami, niby Mur w „Śnie nocy letniej“.
— A więc — odezwał się Michał — spotkaliśmy tych, których się spotyka od trzech dni o każdej godzinie i na każdej drodze w okolicach Machecoul’u: żołnierzy.
— I niewątpliwie rozmawiali z panem?
— Nie.
— Jakto! nie? Pozwolili wam przejść, nie zaczepiwszy was?
— Ukryliśmy się.
— Hm! — rzekł Jakób tonem powątpiewającym.
— Ponieważ podróżujemy w sprawach własnych, przeto nie chcieliśmy być wmieszani do spraw, które nas nie obchodzą.
— A kto jest młodzieniec, który panu towarzyszy?
Petit-Pierre ubiegł Michała w odpowiedzi.
— Jestem — rzekł — służącym pana barona.
— W takim razie, mój przyjacielu — odpowiedział wódz Jakób Petit-Pierre’owi — pozwólcie, że wam powiem, iż jesteście bardzo złym służącym; jakkolwiek jestem chłopem, przykro mi, że służący odpowiada zamiast pana, zwłaszcza, gdy nie, jego pytają. — Poczem,