Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/466

Ta strona została przepisana.

którzy są na urlopie, ale powrócą pod sztandar za pierwszym sygnałem; wypadnie zatem okrągłe dwadzieścia tysięcy franków, czyli drobnostka dla człowieka takiego bogatego, jak pan baron.
— Dobrze; za dwa dni będziecie mieli dwadzieścia tysięcy franków; daję na to słowo honoru.
— O! nie!... Chcemy oszczędzić panu baronowi wszelkiego mozołu. Pan baron ma niewątpliwie w okolicy przyjaciela, notaryusza, który tę sumę pożyczy; napisze pan do niego kilka słówek naglących, grzecznych, a jeden z moich ludzi podejmie się doręczyć pański bilecik.
— Zgoda! dajcie mi czem i na czem pisać i rozwiążcie mi ręce.
— Mój kum, Krótka-Radość, da panu pióro, atrament i papier.
Aubin istotnie zaczął wydobywać z kieszeni kałamarz. Ale w tejże chwili Petit-Pierre wysunął się krok naprzód.
— Chwilkę, panie Michel — rzekł stanowczo. — A wy, kumie Krótka-Radość, jak was nazywają, schowajcie wasze przybory. Z tego nic nie będzie.
— Doprawdy, panie lokaju? — spytał Jakób. — A dlaczegóż to nic nie będzie, proszę?
— Dlatego, że postępowanie podobne przypomina zanadto bandytów z Kalabryi i Estramadury i jest niedopuszczalne u ludzi, którzy mienią się żołnierzami króla Henryka V; dlatego, że jest to poprostu grabież i że ja jej nie ścierpię.
— Wy, młody przyjacielu?
— Tak, ja!
— Gdybym was uważał istotnie za tego, za kogo podaliście się, obszedłbym się z wami, jak z zuchwałym