Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/467

Ta strona została przepisana.

lokajem; ale zdaje mi się, że macie poniekąd prawo do szacunku należnego kobiecie, i nie chciałbym narazić na szwank swej sławy człowieka rycerskiego, obchodząc się z wami brutalnie. Ograniczę się tedy na razie poleceniem, żebyście się nie mieszali do sprawy, która was nie obchodzi.
— Przeciwnie, obchodzi mnie bardzo — odparł Petit-Pierre wyniośle — zależy mi bowiem na tem, żeby pan nie posługiwał się imieniem Henryka V, popełniając czyny rozbójnicze.
— Oho! widzę, młody przyjacielu, że troszczycie się wielce o sprawy jego królewskiej mości. Może zechcecie mi łaskawie powiedzieć, jakiem prawem, co?
— Niech pan oddali swoich ludzi, to powiem.
Wódz Jakób zwrócił się do swoich ludzi.
— Króliki, oddalcie się nieco — rzekł, poczem zwrócił się do Petit-Pierre’a: — To zupełnie zbyteczne, ponieważ nie mam tajemnic dla tych dzielnych zuchów; ale, jak widzicie, uczynię wszystko, by się wam przypodobać. Jesteśmy sami, słucham.
— Panie — odezwał się Petit-Pierre, postępując krok ku Jakóbowi — rozkazuję panu zwrócić wolność temu młodzieńcowi; chcę, żeby nam pan dał eskortę i kazał nas niezwłocznie zaprowadzić tam, dokąd iść chcemy, i żeby pan polecił odszukać przyjaciół, na których czekamy.
— Chcę! rozkazuję! Oho! turkaweczko, mówisz, jak król na tronie. A jeśli odmówię, co powiesz?
— Jeśli pan odmówi, to, zanim miną dwie doby, każę pana rozstrzelać.
— Patrzcie! A więc może mam honor rozmawiać z księżną regentką?