Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/47

Ta strona została przepisana.

złośliwie myśli ludzi i to z przenikliwością, która go doprowadzała do rozpaczy.
Gdyby był ulegał porywom swego temperamentu, byłby szukał kłótni z każdym, którego wyraz twarzy wydał mu się lekceważący, i byłby karcił jednych pięścią a innych wyzywiał na pojedynek; ale rozsądek mówił mu, że Bercie i Maryi należała się inna rehabilitacya i że razy, zadane lub otrzymane, w niczem ich nie usprawiedliwią. Obawiał się nadto — i to była największa jego obawa, żeby na skutek takiej, wywołanej przez niego, sceny, dziewczęta nie dowiedziały się, jakie ogół żywi dla nich uczucia.
Biedny dan Oullier pochylał głowę pod ciężarem tej niesprawiedliwej krzywdy, a jedynie wielkie łzy i gorące modlitwy do Boga świadczyły o jego zgryzocie. Stopniowo ogarnęła go głęboka mizantropia. Widząc dokoła siebie tylko wrogów swoich ukochanych dziewcząt, nie mógł nie powziąć nienawiści do ludzi i, marząc o przyszłych rewolucyach, sposobił się do odpłacenia im złem za zło.
Nadeszła rewolucya r. 1830, lecz nie dostarczyła Janowi Oullier’owi, który trochę na to liczył, sposobności do urzeczywistnienia złych zamiarów. Ponieważ jednak bunt, który wrzał na ulicach Paryża, mógł w danej chwili wtargnąć na prowincyę, przeto Jan Oullier czekał.
Pewnego pięknego ranka wrześniowego margrabia Souday, jego córki, Jan Oullier i sfora polowali w lesie Machecoul’u. Była to obława na wilczycę, którą wypłoszyli z zarośli, gdzie pilnowała swoich wilcząt.
Pan de Souday, mając lepszego wierzchowca niż córki, wyprzedził je w pościgu za zwierzęciem o jakie sto kroków. Droga była kamienista i poprzecinana głębo-