Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/470

Ta strona została przepisana.

nim, dodała: — Przepraszam księżnę panią za tych ludzi, którzy panią zelżyli i grozili pani, pani, która ma tyle praw do ich szacunku.
— Doprawdy, panno Berto — rzekł wesoło Petit-Pierre — przybywasz bardzo w piorę! Położenie stawało się bardzo niemiłe, a ten biedny chłopiec będzie ci winien życie; panowie ci bowiem zabierali się do powieszenia go i chcieli, bym mu dotrzymał towarzystwa. A, doprawdy, ten młodzieniec godzien jest, by taka dobra rojalistka, jak pani, interesowała się jego losem.
Berta uśmiechnęła, się i spuściła oczy.
— Pani zatem odwdzięczy mu się za mnie — ciągnął dalej Petit-Pierre — i nie weźmie mi pani za złe, nieprawda? jeśli, chcąc się wywiązać z danego mu przyrzeczenia, wspomnę kilka, słów o tem panu margrabiemu.
Berta schyliła się, by złożyć pocałunek na dłoni Petit-Pierre’a i ukryć rumieniec, który oblał jej lica.
Wódz Jakób, zawstydzony fatalną pomyłką, zbliżył się i urywanemi zdaniami jął przepraszać. Pomimo głębokiego wstrętu, jakim go przejmował ten człowiek, Petit-Pierre zrozumiał, że niepolitycznie byłoby okazywać mu tę odrazę.
— Zamiary pana są może jak najlepsze — rzekł — ale pańskie sposoby są ohydne i mogą sprawić, że wszyscy uważani będziemy za bandytów z gościńca, jakimi byli niegdyś panowie towarzysze Jehudy. Mam nadzieję, że na przyszłość powstrzyma się pan od takiego postępowania. A teraz może pan zechce dać mi przewodnika,