dnia poprzedniego do Nantes i zamieszkał u kolegi swego, komisarza cywilnego.
W słowniku rojalistycznyni nosił imię Marka, to jest jedno z imion Cycerona.
Gdy przybył przed drzwi domu, w towarzystwie, jak wspominaliśmy, komisarza cywilnego, zastał czekający kabryołet. Uścisnął dłoń swego gospodarza i wsiadł do wehikułu, stangret zaś, pochylając się ku komisarzowi cywilnemu, zapytał, jak gdyby znana mu była nieświadomość podróżnego w tym względzie:
— Dokąd zawieźć pana?
— Widzicie tego chłopa, siedzącego na koniu siwym, jabłkowitym, na końcu ulicy? — spytał komisarz cywilny.
— Widzę — odparł stangret.
— A więc trzeba, tylko jechać za nim.
Zaledwie objaśnienie to zostało udzielone, gdy człowiek na koniu siwym, jabłkowitym, jak gdyby mógł był usłyszeć słowa, wymawiane przez agenta legitymistycznego, ruszył w drogę, jadąc w dół ulicy du Château i skręcając na prawo, tak, by dążyć dalej wzdłóż rzeki, płynącej po jego stronie lewej. W chwili, gdy kaibryolet ze swej strony przybywał na róg ulicy du Château i skręcał w kierunku wskazanym, podróżny ujrzał znów jeźdźca, który, nie rzucając nawet jednego spojrzenia wstecz, wjeżdżał na most Rousseau, prowadzący przez Loarę do drogi ku Saint-Philbert-de-Grand-Lieu.
Podróżny przejechał przez, most i podążył tą samą drogą. Chłop jechał kłusem, ale umiarkowanym, tak, by podróżny mógł podążyć za nim. Jeździec nie odwracał wszakże głowy i był pozornie nietylko obojętny na wszystko, co się działo poza nim, ale i taki nieświadomy
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/473
Ta strona została przepisana.