na gościniec, była tylko kobieta. Chłop stal przed nią, zdawało się, że czeka przybycia podróżnego. Gdy ten się ukazał, chłop rzekł:
— Tego pana trzeba zaprowadzić.
Co powiedziawszy, wyszedł niezwłocznie, tak, że podróżny nie zdążył mu podziękować, ani słowem, ani pieniędzmi. Gdy zaś zwrócił zdumione spojrzenie na gospodynię domu, ta dała mu znak, żeby usiadł i, nie troszcząc się bynajmniej o jego obecność, nie mówiąc do niego słowa, powróciła do zajęć domowych. Minęło pół godziny w zupełnem milczeniu i podróżny zaczął się niecierpliwić, gdy wrócił gospodarz domu i, nie objawiając najmniejszego zdziwienia, ani zaciekawienia, powitał gościa. Spojrzał tylko na żonę, która powtórzyła dosłownie zdanie przewodnika:
— Tego pana trzeba zaprowadzić.
Wówczas gospodarz rzucił na obcego spojrzenie zaniepokojone, przebiegłe i szybkie, właściwe chłopom wandejskim; ale twarz jego błyskawicznie przybrała znów zwykły wyraz, t. j. dobroduszny i naiwny; zbliżył się do gościa, trzymając kapelusz w ręku.
— Pan pragnie podróżować po okolicy? — spytał.
— Tak, mój przyjacielu — odparł pan Marek — pragnąłbym pójść dalej w głąb.
— Pan ma niewątpliwie papiery?
— Oczywiście.
— W porządku?
— Jak najbardziej w porządku.
— Na przezwisko czy na nazwisko prawdziwe?
— Na — nazwisko prawdziwe.
— Jestem zmuszony, nie chcąc popełnić omyłki, prosić pana o pokazanie mi tych papierów.
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/475
Ta strona została przepisana.