— Proszę — odpowiedział głos kobiecy.
Drzwi się otworzyły, młoda dziewczyna skłoniła lekko głowę, podróżny wszedł, drzwi zamknęły się za nim.
Złymi schodami, jakby przylepionymi do muru, zaprowadzono podróżnego na pierwsze piętro; tu otwarto przed nim drzwi do dużego pokoju, gdzie na łóżku sosnowem grubej roboty ujrzał kobietę, a w tej kobiecie poznał księżnę de Berry. Uwaga pana Marka skupiła się na niej. Bielizna nędznego łoża była z bardzo cienkiego batystu, a ten zbytek jedynie przypominał stanowisko, jakie księżna zajmowała w świecie. Szal w kraty czerwone i zielone służył za kołdrę.
Marny kominek gipsowy ogrzewał pokój; całe urządzenie stanowił stół, papierami zasłany, na których leżała para pistoletów, oraz dwa krzesła; na jednem, stojącem przy stole, spoczywała ciemna peruka, na drugiem, w nogach łóżka, złożony był strój młodego wieśniaka.
Księżna z widoczną niecierpliwością oczekiwała przybycia podróżnego; ujrzawszy go bowiem, wychyliła się z łóżka i wyciągnęła do pana Marka ręce. On zaś pochwycił je, złożył na nich pełen szacunku pocałunek