Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/495

Ta strona została przepisana.

żna pani opuści Francyę i pozwoli, byśmy z niej, zamiast szatana wojny, uczynili anioła pokoju!“
— Och! — rzekła księżna, zasłaniając oczy nie dłońmi, lecz pięściami — co za wstyd! jaka podłość!
Pan Marek mówił dalej, jak gdyby słów tych nie słyszał, albo raczej, jak gdyby postanowienie, które mu polecono oznajmić księżnej, było takie niezłomne, że nic nie zdołałoby go zmienić:
— Wszelkie środki zostały przedsięwzięte, żeby księżna pani mogła opuścić Francyę bezpiecznie: statek krąży w zatoce Bourgneuf; wasza wysokość może tam być w ciągu trzech godzin.
— O, szlachetna ziemio, wandejska! — zawołała księżna — kto byłby mi powiedział, że mnie odtrącisz, że mnie wypędzisz, gdy przybędę w imieniu twego Boga i twego króla! Ach! mniemałam, że to tylko Paryż jest niewierny i niewdzięczny; ale ty, ty, do której przybywam żądać zwrotu tronu, ty odmawiasz mi grobu? O! nie, nie, nie przypuszczałabym tego nigdy!
— Księżna pani odjedzie, nieprawda? — rzekł poseł, ciągle jeszcze klęcząc ze złożonemi dłońmi.
— Tak, odjadę — odparła księżna — tak, opuszczę, Francyę; ale strzeżcie się, już nie powrócę; bo nie chcę powrócić do ojczyzny z obcymi. Czekają tylko na odpowiednią chwilę, by utworzyć przymierze przeciw Filipowi, pan wie o tem dobrze, a gdy chwila ta nadejdzie, zwrócą się do mnie i zażądają mego syna; nie dlatego, żeby troszczyli się o niego istotnie więcej, niż się troszczyli o Ludwika XVI w 1792 i o Ludwika XVIII w r. 1813, ale będzie to dla nich sposób stworzenia sobie stronnictwa w Paryżu. Otóż wtedy nie, nie będą mieli mego syna; nie dam im go za nic w świecie! raczej