Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/50

Ta strona została przepisana.

jego przybrała, wyraz takiej rozpaczy, że Marya pierwsza wzruszyła się potrosze.
— Przestańmy się śmiać, Berto — rzekła do siostry — wszak widzisz, że sprawiamy mu przykrość.
— Tak jest, doprawdy — odparła Berta — ale cóż chcesz! nie mogę się powstrzymać, to nad moje siły.
I, śmiejąc się w dalszym ciągu, zeskoczyła z konia i pobiegła na ratunek biednemu chłopcu.
— Panie rzekła — sądzę, że przyda się panu trochę pomocy, by się stąd wydostać; czy zechce pan ją przyjąć od mojej siostry i ode mnie?
Ale śmiech młodych dziewcząt pobudził miłość własną tego, do którego się zwracały, silniej, niż ciernie rozdarły jego naskórek; stało się więc, że, jakkolwiek pełne uprzejmości były słowa Berty, niemniej nie mogły zatrzeć w pamięci nieszczęsnego więźnia drwin, jakich był przedmiotem.
To też milczał w dalszym ciągu i, jak człowiek zdecydowany nie uciekać się do niczyjej pomocy, zdobył się na ostatni wysiłek.
Oparł się na łokciach i próbował wysunąć się naprzód, nadając tylnej części ciała swojego siłę przekątną, która umożliwia chód zwierzętom z rodzaju wężów; na nieszczęście w tym ruchu czoło jego z taką siłą uderzyło o gałąź dzikiej jabłoni, którą twórca żywopłotu ściął w klin śpiczasty i ostry, ze gałąź przecięła skórę jak najostrzejsza brzytwa; młodzieniec, czując, że jest zraniony poważnie, krzyknął, a krew, która, wytrysnęła obficie, zalała mu całą twarz.
Na widok wypadku, którego, stały się mimowolną przyczyną, siostry rzuciły się ku młodzieńcowi, pochwyciły go za ramiona i wspólnemi, a na kobiety niezwy-