Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/502

Ta strona została przepisana.

los mój i mego syna. Niech mi pan powie, niech mnie pan zapewni, na swój honor szlachecki, że na dziesięć szans wrogich mamy dwie pomyślne, a nietylko nie rozkażę wam złożyć broni, ale pozostanę śród was i dzielić z wami będę trudy i niebezpieczeństwa.
Na tę odezwę bezpośrednią, już nie do jego uczuć, ale do jego przekonania, Gaspard pochylił głowę i milczał.
— Widzi pan — odezwał się znów Petit-Pierre — rozsądek pański jest w niezgodzie z pańskiem sercem i — zbrodnią niemal byłoby korzystać z porywów rycerskich, które zdrowy rozsądek potępia. Nie rozprawiajmy tedy już nad tem, co zostało postanowione i może słusznie; prośmy Boga, żeby mi pozwolił wrócić do was w chwili i warunkach lepszych i myślmy już tylko o odjeździe. Jedni powiedzieli — ciągnął dalej Petit-Pierre z goryczą — jak Piłat: „Umywam ręce“, i serce moje, takie silne wobec niebezpieczeństwa, uległo. Nie zdołałoby bowiem z zimną krwią wziąć na siebie odpowiedzialności za niepowodzenie i za krew niepotrzebnie przelaną, którą z góry mnie obarczają; inni...
— Krew, płynąca za wiarę, nie będzie nigdy krwią straconą! — odezwał się głos z głębi izby. — Bóg to powiedział; każdy człowiek, który wierzy i umiera, to męczennik; krew jego użyźnia glebę, na którą pada i przyśpiesza dzień żniwa.
— Kto to mówi? — zawołał żywo Petit-Pierre, wspinając się na palcach.
— Ja — odparł Jan Oullier, z prostotą, wstając ze stołka, na którym siedział w kącie, przy kominku i, wchodząc między wodzów.