— Ty, mój poczciwcze? — zawołał Petit-Pierre, uradowany tą pomocą w chwili, gdy mniemał, że opuścili go wszyscy. — A więc nie podzielasz zdania tych panów z Paryża? Zbliż się i mów.
— Jestem taki przeciwny wyjazdowi księżnej pani z Francyi rzekł Jan Oullier — że, gdybym miał zaszczyt być szlachcicem, jak ci panowie, byłbym już zamknął drzwi i, stając na drodze, powiedziałbym już: „Wasza wysokość stąd nie wyjdzie!“
— A co cię do tego zniewala? Pilno mi usłyszeć. Mów, mów, Janie!
— Co mnie zniewala! to, że księżna pani jest naszym sztandarem, i że, dopóki żołnierz może utrzymać się na nogach, choćby był ostatnim z armii, ma obowiązek trzymać sztandar wysoko i silnie, aż śmierć zamieni go dlań na całun pogrzebowy. Co mnie zniewala! to, że księżna pani pierwsza z rodu swego przybyła walczyć śród tych, którzy walczyli za nią, i że źle byłoby, gdyby się wycofała, nie dobywszy szpady. Co mnie zniewala! to wreszcie, że odwrót księżnej pani przed bitwą podobny jest do ucieczki i że my na tę ucieczkę zezwolić nie możemy!
— Ale — wtrącił Ludwik Renaud, zaniepokojony uwagą, z jaką Petit-Pierre słuchał Jana Oullier’a — jeśli wiadomości, jakie otrzymaliśmy, są prawdziwe, cały ruch będzie pozbawiony doniosłości i stanie się tylko awanturniczą zawieruchą.
— Nie, nie, ten człowiek ma słuszność! — zawołał Gaspard, który z wielkim żalem ustąpił wobec dowodzeń Petit-Pierre’a. — Lepsza zawierucha, niż nicość, w jaką znów zapadniemy; zawierucha zawsze stanowi
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/503
Ta strona została przepisana.